wtorek, 4 grudnia 2012

Przyjrzyjmy się : Kid Cudiemu


Zastój, który trwał ponad dwa miesiące okazał się bardzo ważny. Dobrze, że tyle trwał ponieważ teraz na spokojnie mogę coś naklikać na klawiaturze i nadeszły nowe chęci na napisanie czegoś.
Już na początku tego bloga wspomniałam, że będę się zajmować nie tylko filmami czy książkami ale też i muzyką. A więc…ta dam!
Dlaczego Kid Cudi? Bo kiedyś uczeń przerasta swego mistrza (w tym przypadku Kanye West) i ma swoje 5 min.
Każdy z nas chyba pamięta swojego czasu 2 hity imprez David z Getta ft. Kid Cudi-Memories czy Kid Cudi vs. Crookers- Day ‘n’ Night. Tak ja też tego swojego czasu słuchałam bo fajne taneczne nuty. Potem zrobił się zastój. Potem Scott pojawił się Coke Live Music Festival ’11 ale z jego koncertu trzeba było się niestety zmyć po minucie – polska publiczność przy takiej okazji chyba nie wytrzymała spiny, ale kto tam był to może pamięta. Potem oczywiście yt (czy ja wszystko muszę tam znaleźć? W sumie to prawdziwa wylęgarnia nie tylko kretynów).  Następnie należało zdobyć najnowszą płytę „Man on the Moon part II”. I wtedy doznałam prawdziwego olśnienia. Koleś tworzy niesamowity klimat swoimi bitami (które w większości tworzył po cracku albo innym gównie albo w czasie depresji), a jego teksty są przede wszystkim szczere. Muzyka jak i tekst są tak samo ważne. Trzeba się wsłuchać bardzo dobrze żeby zrozumieć o co mu chodzi co chciał nam przekazać . Z „Mr. Rager” chociażby, która jest jedną z moich ulubionych piosenek, warto się zapoznać ze względu na prosty przekaz (niektórzy określają rage jako stan po spożyciu kokainy/cracku i alkoholu). Bardzo fajny utwór to „These Worries” z Mary J. Blige (na płycie jest jeszcze jedna piosenką z nią ale moim zdaniem już nie tak dobra).
Potem pojawiła się wspólna płyta projektu Mescudiego z Dot Da Genius „WZRD”. Płyta ma już trochę inny klimat ale nadal trzyma poziom. Trochę bardziej spokojne utwory, takie jak „Efllictim” gdzie główną rolę gra gitara a potem dołącza się do niej pianino. Żadnych zbędnych dźwięków, utwór jest genialny. Warto też wspomnieć o coverze Nirvany „Where did you Steep last night?”. Nie ma czego się obawiać –Kid nie popsuł utworu wręcz przeciwnie- odrestaurował go, dodał charakteru tej piosence. Kolejną perełką na płycie jest też „The Dream Machine”. Myślę, że każdy słysząc ją ma ochotę zamknąć oczy i dosłownie odpłynąć.
Cudi pracuje właśnie nad trzecią solową płyta „Indicud”. Jako ciekawostkę dodam, że płyta miała mieć na początku tytuł „Man on the Moon part III „ ale jak widać autor zmienił koncepcję. Jak na razie pojawiły się dwa utwory w tym „Just what I am” z King Chip. Cudder sam napisał na swoim facebooku że teledysk ogląda się najlepiej po jakiś grzybkach (czego szczerze odradzam!). Już po przesłuchaniu tego utworu można zauważyć, że ta płyta zmierza trochę w innym kierunku niże te 2 wcześniej przeze mnie wspomniane. Co z tego wyjdzie to zobaczymy.
Czy mogę zaliczyć Scotta Mescudiego do jednego z moich ulubionych wykonawców? Zdecydowanie. Czy jednego z lepszych? Oczywiście. Kid Cudi nadaje inne brzmienie muzyce rozrywkowej łącząc rockowe brzmienia i typowe hip-hopowe bity. Jednego jestem pewna, jak tylko wyjdzie nowa płyta na pewno skuszę się na jej zakup i na pewno pojawię się na jego następnym koncercie w Polsce :)

1 komentarz: