Zaczęło się od wejścia na stronę główną youtube. W
subskrybowanych przeze mnie kanałach od bardzo długiego czasu nic ciekawszego
się nie pojawiało. Ani Kanye West nic nowego nie stworzył czy Gorillaz… lecz po
chwili ujrzałam teledysk dodany właśnie przez Gorillaz do „ich” play listy.
Jonsi-Gathering Stories
I od tego się zaczęło. Piosenka… ciężko to opisać słowami.
Poruszyła coś we mnie. Przez cały dzień nie mogłam przestać jej słuchać. Potem
w opisie zobaczyłam, że to główna piosenka do filmu „We bought a zoo”.
Pomyślałam: czemu by nie przesłuchać całej płyty? Kilka stuknięć w klawiaturę i
Google szybko mi znalazło resztę utworów. Stało się. Zakochałam się w całym
soundtracku. Muzyka była tak cudowna, przyznam się szczerze, że mi głupiej
poleciały kilka razy łzy. Jonsi stworzył naprawdę cudowny klimat. Stwierdziłam,
że czas obejrzeć film. Niestety kiedy odkryłam film okazało się, że nie było
jeszcze nawet polskiej premiery (film jest z 2010 a u nas dopiero na ekranach
pojawił się dość niedawno). Niestety musiałam poczekać dobre kilka miesięcy…
Wreszcie kilka dni temu obejrzałam ten film.
Gdyby nie to, że powstał lat wcześniej od „Nietykalnych”
moim zdaniem mógłby z nim spokojnie konkurować o najlepszy film w ich
gatunkach. Oba filmy utrzymują taki sam nastrój: od śmiechu, radości poprzez
smutek i współczucie. Tylko w „Kupiliśmy zoo” główny bohater ucieka przed tym
co tak naprawdę jest nieuniknione i nie potrafi „pogodzić” się z niektórymi
rzeczami. Całość historii dopełnia walka o zwierzęta, które zdaje się, że cały
czas czekały na bohatera i jego rodzinę, na ich pomoc.
Muzyka w filmie. Dla mnie chyba jest to jedna z
najważniejszych rzeczy w jakimkolwiek filmie. Tutaj nie tylko Jonsi się
pojawia, ale też inni świetni wykonawcy jak Bob Dylan czy Bon Iver. Czym byłby
ten film bez tak świetnego soudntracku? Pewnie nadal byłby dobry, ale nie aż
tak dobry. Tutaj niektóre utwory same wyciskały łzy. Nie ważne jak bardzo była
wesoła czy smutna sytuacja, po prostu… Wszystko przychodziło znienacka.
Najbardziej w pamięci utkwiła mi jedna, krótka sentencja,
która idealnie określa cały film:
„20 sekund odwagi…”
Ten, kto twierdzi, że film jest denny/ głupi/ beznadziejny
czy nieciekawy niech obejrzy sobie jakiś horror i się zamknie, bo takie osoby
raczej nie będą potrafiły docenić czegokolwiek wartościowego.