czwartek, 16 maja 2013

Dlaczego nowy Człowiek Żelazko ssie


Wkurzyłam się. Okropnie się wkurzyłam. Choć to może zbyt delikatne określenie do tego co myślę.
Dlaczego?
Widzieliście nowego Iron Mana 3? Część z was zapewne tak. A czy ta część z was czytała kiedyś komiks albo chociaż oglądała starą kreskówkę (leciała kiedyś na Fox Kids bodajże)? Jeśli tak…to zgodzicie się ze mną po przeczytaniu tego posta.
W ten poniedziałek zostałam namówiona by pójść właśnie do kina na IM3. Nie to, że wcześniej nie miałam ochoty tylko wolałam pójść w środę, no wiecie – tańsze bilety, smaczniejszy popcorn itd. Nawet nieszczególnie przeszkadzało mi to, że film był tylko i wyłącznie w 3D byłam bowiem przygotowana na niezłe efekty specjalnie.
Zasiadłam. Okulary na nosie, popcorn w jednej dłoni, napój w drugiej. Reklamy plus zwiastuny trwały łącznie chyba z 20 min ale to nic, z tym trzeba się liczyć idąc na wysoko budżetowy film. Wreszcie się zaczęło. Tony Stark znowu w akcji, tym razem jednak jakby on nam wszystko opowiadał. Tego też się spodziewałam (za dużo newsów na filmwebie poczytałam) – bardziej film skupiony na samej postaci niż na akcji. Zapowiadało się naprawdę ciekawie biorąc po uwagę obsadę. Będąc szczerą nie poszłabym na ten film do kina gdyby nie Sir Ben Kingsley, którego uwielbiam od kąd tylko obejrzałam „Wyspa Tajemnic”. Tak o dziwo jakoś RDJ mnie nie kręci, ani nawet jego gra aktorska. Owszem wiem, ze to IDEALNY Tony Stark i w ogóle, nawet Stan Lee tak stwierdził, ale nie. To Kingsley mnie przyciągnął, a będąc bardziej dokładną jego postać. Mandaryn. Chyba jeden z najgroźniejszych przeciwników Iron Mana biorąc pod uwagę jego inteligencję, siłę, geny (podobno Mandaryn był potomkiem Genghis Khana) no i przede wszystkim PIERŚCIENIE. I to nie byle jakie. Bo z kosmosu (ale tandeta wiem). Na dodatek było ich 10 i każdy z nich pozwalał  mu na wiele niezwykłych manipulacji energetycznych. Tak więc byłam przygotowana na wielką, epicką, końcową bitwę pomiędzy Starkiem, a groźnym Chińczykiem.
A co dali mi w zamian twórcy filmu? KUPĘ. JEDEN WIELKI KROWI PLACEK. Po tzw plot twist odechciało mi się wszystkiego. Miałam ochotę wstać, rzucić pudełkiem (to pudełko? Karton? Whatever) od popcornu w wielki „srebrny” ekran i wyjść z sali. To nie tak miało wszystko być. Miały być fajerwerki, zamrożenia, jakieś nie wiem… porażenia elektryczne czy coś w tym stylu. W zamian dostał jakąś nową nieśmiertelną odmianę zombie. Na pocieszenie myślałam chociaż, że uśmiercą Pepper, biorąc pod uwagę wypowiedzi Gwyneth Paltrow w wywiadach, że jest za stara i że raczej już jej się nie chce, ale tutaj też musiałam się zawieść. Do jasnej ciasnej Tony miał wylecieć w kosmos pomóc Strażnikom Galaktyki a nie budować nową zbroję i uwijać sobie gniazdko z panną Potts.
Także film jest zmarnowany, a myśląc o potencjale postaci Kingsleya nadal chce mi się płakać.
Także jak nie jesteście obeznani w świecie Człowieka Żelazka, a obejrzeliście 2 poprzednie części to idźcie śmiało. Jeśli zaś jest na odwrót- nie marnujcie kasy na bilety i żarcie. Poczekajcie po prostu kilka miesięcy aż wyjdzie film na DVD i Blue-ray. Będzie wam szkoda kasy i zmarnowanego czasu w sali.